wtorek, 3 lutego 2015

Kawa okiem normalesa: czas podsumowania

Dziesięć kaw i dwadzieścia poranków, 8 litrów wody i 480 gram ziaren, ponad 3 godziny spędzone na przygotowywaniu naparów. Tak wygląda to w liczbach. Jednak nie o liczby tutaj chodzi, a smaki i doznania, jakie dostarczyła mi kawka.

Po spróbowaniu wszystkich kaw i powrocie do moich skrzętnych notatek wyłoniłem moje top 3. Wymienione kawy po prostu pamiętam, i ciągle po głowie chodzą mi tropikalne owoce, groszek i maślane ciasteczka. 


Mid 5 to kawy, które były pyszne, jednak nie potrafię z pamięci przywołać ich smaków. Dopiero po przeglądaniu zapisków, przypomina mi się np karmelowa słodycz Kongo i świeżość Indii.


Pozostają dwie, których nie wymieniam. Po prostu mi nie podeszły, smakowały jak to, co piłem do tej pory. Kawowe, bez kwasowości i jakiś fajerwerków. W ogóle takie... nijakie.

Teraz po prawie miesiącu rozpoznawania tematu, mogę przypuszczać, dlaczego tak było.
Po pierwsze, niektóre kawy takie już są, i kropka. 
Po drugie, obfitość kawy w smaki i aromaty, zależy od wielu składowych, a jednym z ważniejszych elementów jest wypalanie kawy. Jeśli ma nieść ona bukiet smaków, nie może być zbyt mocno wypalona. Palarnie powinny dawać możliwość decydowania o tym kupującemu. Jednak i tak jak na pierwszy raz było bajecznie. Pewnie dłużej bym się zbierał do podjęcia próby lepszej kawy, gdybym miał decydować o stopniu palenia przed zakupem. Biorąc pod uwagę niską cenę, jaką oferuje Cafe Borówka za pakiet startowy, niezdecydowani powinni niezwłocznie zamówić i próbować wystrzału na wyższy poziom. Jednak już teraz wiem, że kolejne zakupy odbędą się w miejscu, w którym decyzja o wypale należy do mnie.

Ten czas wprowadził mnie na zupełnie nowe tory smakowe. Odkryłem kawę od początku, chociaż to czego doświadczyłem, to dopiero kropla w oceanie tego, co przede mną. W między czasie dowiedziałem się, jak wiele czynników ma wpływ na smak kawy i jak złożony proces przechodzi ziarenko z gór, do filiżanki. Naprawdę udało się kawie zawładnąć częścią mojego mózgu i czuję, że nigdy nie odpuści. Jestem pewien, że każdy powinien spróbować takiej prawdziwej kawy. A jeśli chcecie, ale nie macie sprzętu i nie jesteście pewni czy warto inwestować, znajdźcie jakąś kawiarnię, która parzy alternatywnymi sposobami wysokiej jakości kawę, rozbijcie skarbonkę i do picia. 

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kawa okiem normalesa: Kostaryka SHB, Peru HB MCM

Czas zakończyć przegląd finałową dwójką. Niestety końcówka przebiegała w dosyć burzliwym okresie, przez co mocno rozciągnęła się w czasie. Również nie udało mi się jej podzielić na poranki. Co nie zmienia faktu, że dobrze rozsmakowałem się w ostatnich kawach, wiedząc, że już nigdy nie będzie takiego pierwszego razu.

Kostaryka SHB

Zacznijmy od  Kostaryka SHB. Przy parzeniu delikatnie wyczuwalne były  słodkie, czekoladowe aromaty. Pierwszy łyk uderzył dokładnie tym samym smakiem, jaki był wyczuwalny przy parzeniu. Słodka czekolada, następnie złamana wyraźnymi nutami korzennymi. Cały czas przewija się dużo rodzajów słodyczy. Toffi, kwiatowa, palona. Wszystko zamknięte lekko słonym smakiem. Kwasowość jest średnia, a nawet niska, co daje możliwość skupienia się na smakach. Całość lekko leży na języku zostawiając niedługi posmak gorzkiej czekolady. Mimo że kawa jest mocno zbalansowana, a smaki przenikają się ledwo dając się wyłapywać, to była to jedna z ciekawszych kaw. Dodatkowo chwilę po wypiciu dała o sobie znać kofeina, która idealnie wprowadziła mnie w dzień pracy.

Peru HB MCM


I kończymy nie najlepiej. O Peru HB MCM mogę powiedzieć tylko, że jest dobra, ale zwykła. Trochę słodka, trochę kwaśna, trochę czekoladowa, ledwo czuć, że się ją pije. Również nie pobudza, z powodu małej ilości kofeiny. Zdecydowanie bardziej mi smakowały te kawy, w których wszystko gra i się przenika, coś zadrażnia i wzmaga zmysły.