Pierwszy dzień to oczywiście podróż. Wyjazd z Warszawy o 6:00 i długa jazda, na którą dobrze przygotowała nas Kasia uruchamiając taśmową produkcję kanapek ze świątecznymi resztkami. Około 19:00 dojechaliśmy pod adres mieszkania wynajętego przez Airbnb (polecam ten sposób kwaterowania się. Za cenę niższą niż w hostelu mieliśmy dla siebie ładne mieszkanko i rowery). Szybkie odebranie kluczy, zachwyt miejscówką, wypakowanie manatów i spacer do centrum. Piwko i spać, bo następny dzień poświęcamy na festiwal i zwiedzanie Bredy.
Naprawdę dawno temu nie zachwyciłem się tak jakimś miejscem.
Niewielkie miasteczko, w którym wszystko jest w zasięgu przejażdżki rowerowej. Stare budownictwo w czerwonej, charakterystycznej wielkości cegle zmieszane z nowymi budynkami z tych samych materiałów.
Całość poprzecinana detalem i zielenią. Zero reklam i wizualnego syfu! Wszystko to zastąpione ciekawymi, miłymi oku obiektami i pięknie zaprojektowanymi kawiarenkami ,restauracjami i sklepikami.
Tak jak mówiłem cegła i okna, które zazwyczaj są odsłonięte przez co możemy obserwować domowników.
Kury są wszędzie tam gdzie zieleń, na co dowód w poście z ostatniego dnia.
Ciekawy motyw to laleczki w wielu oknach, oraz zielone dziedzińce, które można znaleźć również w Amsterdamie i innych miastach. A tuż za ścisłym centrum osiedla domków z cegły, krytych strzechą z dużymi oknami. To jest po prostu wizualizacja moich marzeń.
Ogólnie wrażenie jakie wywarła na mnie Breda łatwo przedstawić jednym zdjęciem.
IDEALNEJ CZEKOLADY
Miałem pisać dalej o festiwalu ale chyba jednak lepiej poświęcić na niego następny post.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz